2012 - grudzień - Tatry
Szkolenie lawinowe w Starym Moku.
Relacja
Maćka Puchały z WKW:
Godzina 19:00, pełna kuchnia Starego Moka. O tej godzinie dnia 14 grudnia 2012 roku miał rozpocząć się kurs Lawinowy organizowany dla WKW przez Fundację Anny Pasek. Dlaczego kuchnia była pełna? Dlaczego pomimo aktywnego oczekiwania na instruktorów nie działo sięnic, dokładnie jak w polskim filmie? Pozostawmy na razie te dramatyczne pytania bez odpowiedzi.
Po trwającym kilkugodzinnym tłumaczeniu zasad gry w kości zaaranżowanym przez Nitkę kilka osób zrozumiało zasady i zaczęła się gra. Jednak coś jej przeszkodziło. Co to było? Co uniemożliwiło grę? O godzinie 21:00 niespodziewanie do kuchni wtargnął anno-paskowy przedstawiciel przedstawiając się nam pytaniem: „Wszyscy jesteście z Wrocławia?”. Tym samym rozpoczął się zapowiadany Kurs Lawinowy.
Wysoko dydaktyczne zdolności Nitki spowodowały, że gra trwała do późnych godzin wieczornych. Starym schroniskiem szarpał halny i pomimo remontu czuliśmy się tam świetnie, przy zapachu drewna z kominka i kilkukrotnym cofnięciu dymu do komina przez wiatr, który za pewne też chciał wziąć udział w tak wartościowym szkoleniu.
Noc obfitowała w ciekawe atrakcje meteorologiczne. Podczas wieczornej przesiadówki Jacek poinformował o warunkach jakie mają być na dzień następny - wiatr 70km/h i temperatura -10 stopni. Wiatr tarmosił drzewa, deszcz tarabanił po oknach – jednym słowem pogoda idealna na zimowe wojaże. O godzinie 8:00 normalna, teoretyczna część kursu i wiele ciekawych informacji podczas prawie 2 godzinnego wykładu. Tomek z zaangażowaniem prowadził wykład i na każde pytanie odpowiadał odpowiednim, jak później się dowiedzieliśmy, dla siebie elaboracie, dogłębnie tłumacząc każde zagadnienie.
Godzina 10:00. Trzeba iść. Deszcz przestał padać, zaczął prószyć świąteczny śnieżek i pogoda nie poprawiając się w dużym stopniu jeszcze bardziej zachęcała do wyjścia. Po wyjściu ze schroniska wszyscy sprawdzili detektory i ruszyliśmy. Doszliśmy na Płaśń pod Mnichem, gdzie śniegu nie było dużo, ale wystarczyło, aby przekopać teren. Pierwszego dnia w części praktyczniej kursu Tomek pokazał nam jak zbadać wytrzymałość śniegu, jak ocenić czy śnieg nadaje się do poruszania się po nim. Na początku uczestnicy wykopali 3 duże „kontenery ” śniegu ok 2m x 1m x 1m i zaczęliśmy badania. Naukowcy z WKW na początku delikatnie weszli na wykopane kawałki śniegu sprawdzając, czy ów kontener pojedzie razem z nimi. Wiedząc jakie są warunki, badania wyszły, jak się można domyśleć, pomyślnie i kontener pojechać nie chciał. Zaczęliśmy skakać po śniegu co spowodowało delikatne, acz powodujące zapadnięcie „ułamanie”śniegu, pokazując w jaki sposób dochodzi czasami do pęknięcia stoku i zjechania lawiny. Następnie badaliśmy pokrywę śnieżną samodzielnie. Badanie polegało na odkopaniu kawałka śniegu wielkości łopaty lawinowej i badaniu pukając w położoną na śniegu łopatę aż do osunięcia.
Po kilkugodzinnym kopaniu wróciliśmy do schroniska na jeszcze kolejną kursu. Po obiedzie o godzinie 17:00 rozpoczął się wstęp do dnia następnego, czyli informacja o detektorach i wykład na temat przeobrażeń śniegu oraz informacje o dodatkowym sprzęcie lawinowym. Część osób wykończona wspaniałą pogodą, wiaterkiem oraz kilkugodzinnym kopaniem śniegu, zmagając się z opadającymi oczami dzielnie dotrwała do końca wykładu. Tej nocy wiatr zelżał, pogoda się poprawiła. Następnego dnia wstaliśmy wcześniej, zjedliśmyśniadanie i wyszliśmy na zajęcia praktyczne. Widok zza okna zachęcał do wyjścia, a piękne słońce okalające góry usilnie przeszkadzało dzielnym fotografom w ogarnięciu ekspozycji w aparatach. Doszliśmy praktycznie w to samo miejsce. Podzieleni zostaliśmy na 3 zespoły. Tomek pokazywał w jaki sposób sondować stok, Bogusia zajmowała się lawiniskiem obsługując trenażer i tworząc nam teren do poszukiwań przy użyciu detektorów. Maja natomiast uczyła pierwszej pomocy w przypadkach zasypań. Wymieniając sięgrupowo przechodziliśmy od jednego do drugiego i trzeciego instruktora ucząc się coraz więcej i więcej.
Podsumowując tę ciekawąhistorię i kurs - kilka faktów. Szkolenie bardzo ciekawe, pełne szczegółowej i wartościowej wiedzy. Prowadzone przez doświadczone osoby, które miały pełnąwiedzę o lawinach i pierwszej pomocy. Tomasz wykazał się naprawdę ciekawym podejściem do tematu i przekazał wiedzę w sposób bardzo interesujący, praktyczny i na tyle jasny, aby wszyscy wszystko zrozumieli. Kurs i wypad super – oby więcej takich w WKW.
PS.
„Jeśli wiesz, że wszystko wiesz, to nie wiesz nic”. Tym interesującym cytatem warto podsumować to szkolenie - zachęcając wszystkich do ciągłego pogłębiania wiedzy w temacie lawin. Szkolenie przeprowadzone było dzięki uprzejmości Fundacji Anny Pasek. Instruktorami byli: Tomasz, Bogusia oraz Maja.
Maciek Puchała
Relacja
Maćka Puchały z WKW:
Godzina 19:00, pełna kuchnia Starego Moka. O tej godzinie dnia 14 grudnia 2012 roku miał rozpocząć się kurs Lawinowy organizowany dla WKW przez Fundację Anny Pasek. Dlaczego kuchnia była pełna? Dlaczego pomimo aktywnego oczekiwania na instruktorów nie działo sięnic, dokładnie jak w polskim filmie? Pozostawmy na razie te dramatyczne pytania bez odpowiedzi.
Po trwającym kilkugodzinnym tłumaczeniu zasad gry w kości zaaranżowanym przez Nitkę kilka osób zrozumiało zasady i zaczęła się gra. Jednak coś jej przeszkodziło. Co to było? Co uniemożliwiło grę? O godzinie 21:00 niespodziewanie do kuchni wtargnął anno-paskowy przedstawiciel przedstawiając się nam pytaniem: „Wszyscy jesteście z Wrocławia?”. Tym samym rozpoczął się zapowiadany Kurs Lawinowy.
Wysoko dydaktyczne zdolności Nitki spowodowały, że gra trwała do późnych godzin wieczornych. Starym schroniskiem szarpał halny i pomimo remontu czuliśmy się tam świetnie, przy zapachu drewna z kominka i kilkukrotnym cofnięciu dymu do komina przez wiatr, który za pewne też chciał wziąć udział w tak wartościowym szkoleniu.
Noc obfitowała w ciekawe atrakcje meteorologiczne. Podczas wieczornej przesiadówki Jacek poinformował o warunkach jakie mają być na dzień następny - wiatr 70km/h i temperatura -10 stopni. Wiatr tarmosił drzewa, deszcz tarabanił po oknach – jednym słowem pogoda idealna na zimowe wojaże. O godzinie 8:00 normalna, teoretyczna część kursu i wiele ciekawych informacji podczas prawie 2 godzinnego wykładu. Tomek z zaangażowaniem prowadził wykład i na każde pytanie odpowiadał odpowiednim, jak później się dowiedzieliśmy, dla siebie elaboracie, dogłębnie tłumacząc każde zagadnienie.
Godzina 10:00. Trzeba iść. Deszcz przestał padać, zaczął prószyć świąteczny śnieżek i pogoda nie poprawiając się w dużym stopniu jeszcze bardziej zachęcała do wyjścia. Po wyjściu ze schroniska wszyscy sprawdzili detektory i ruszyliśmy. Doszliśmy na Płaśń pod Mnichem, gdzie śniegu nie było dużo, ale wystarczyło, aby przekopać teren. Pierwszego dnia w części praktyczniej kursu Tomek pokazał nam jak zbadać wytrzymałość śniegu, jak ocenić czy śnieg nadaje się do poruszania się po nim. Na początku uczestnicy wykopali 3 duże „kontenery ” śniegu ok 2m x 1m x 1m i zaczęliśmy badania. Naukowcy z WKW na początku delikatnie weszli na wykopane kawałki śniegu sprawdzając, czy ów kontener pojedzie razem z nimi. Wiedząc jakie są warunki, badania wyszły, jak się można domyśleć, pomyślnie i kontener pojechać nie chciał. Zaczęliśmy skakać po śniegu co spowodowało delikatne, acz powodujące zapadnięcie „ułamanie”śniegu, pokazując w jaki sposób dochodzi czasami do pęknięcia stoku i zjechania lawiny. Następnie badaliśmy pokrywę śnieżną samodzielnie. Badanie polegało na odkopaniu kawałka śniegu wielkości łopaty lawinowej i badaniu pukając w położoną na śniegu łopatę aż do osunięcia.
Po kilkugodzinnym kopaniu wróciliśmy do schroniska na jeszcze kolejną kursu. Po obiedzie o godzinie 17:00 rozpoczął się wstęp do dnia następnego, czyli informacja o detektorach i wykład na temat przeobrażeń śniegu oraz informacje o dodatkowym sprzęcie lawinowym. Część osób wykończona wspaniałą pogodą, wiaterkiem oraz kilkugodzinnym kopaniem śniegu, zmagając się z opadającymi oczami dzielnie dotrwała do końca wykładu. Tej nocy wiatr zelżał, pogoda się poprawiła. Następnego dnia wstaliśmy wcześniej, zjedliśmyśniadanie i wyszliśmy na zajęcia praktyczne. Widok zza okna zachęcał do wyjścia, a piękne słońce okalające góry usilnie przeszkadzało dzielnym fotografom w ogarnięciu ekspozycji w aparatach. Doszliśmy praktycznie w to samo miejsce. Podzieleni zostaliśmy na 3 zespoły. Tomek pokazywał w jaki sposób sondować stok, Bogusia zajmowała się lawiniskiem obsługując trenażer i tworząc nam teren do poszukiwań przy użyciu detektorów. Maja natomiast uczyła pierwszej pomocy w przypadkach zasypań. Wymieniając sięgrupowo przechodziliśmy od jednego do drugiego i trzeciego instruktora ucząc się coraz więcej i więcej.
Podsumowując tę ciekawąhistorię i kurs - kilka faktów. Szkolenie bardzo ciekawe, pełne szczegółowej i wartościowej wiedzy. Prowadzone przez doświadczone osoby, które miały pełnąwiedzę o lawinach i pierwszej pomocy. Tomasz wykazał się naprawdę ciekawym podejściem do tematu i przekazał wiedzę w sposób bardzo interesujący, praktyczny i na tyle jasny, aby wszyscy wszystko zrozumieli. Kurs i wypad super – oby więcej takich w WKW.
PS.
„Jeśli wiesz, że wszystko wiesz, to nie wiesz nic”. Tym interesującym cytatem warto podsumować to szkolenie - zachęcając wszystkich do ciągłego pogłębiania wiedzy w temacie lawin. Szkolenie przeprowadzone było dzięki uprzejmości Fundacji Anny Pasek. Instruktorami byli: Tomasz, Bogusia oraz Maja.
Maciek Puchała
2012 - październik - Karkonosze
"Akcja drewno" 2012 w Chatce pod Śmielcem w Karkonoszach.
To był niewątpliwie weekend Doktora Milwaukee. Jego dwa oddziały drwalskie spotkały się już w piątkową noc w okolicach „trzeciej sudeckiej”, gdzie w blasku rozgwieżdżonego nieba opracowywano taktykę na dwa najbliższe dni i debatowano nad pięknem nocnej poświaty Kotliny Jeleniogórskiej. Ciepły, niemal letni, październikowy wieczór, był okazją do wspomnień wakacyjnych wyjazdów oraz wydarzeń z życia klubowego. Z tłumu wyróżniał się Marek, którego plecak został wystawiony na ciężką próbę przytroczenia doń gara na sobotnią zupę.
Przybywające z Wrocławia oddziały słynnego doktora dotarły do Schronu pod Śmielcem około godziny 23, zastając na miejscu siedzącą przy stole uśmiechniętą, sudecką grupę wsparcia. Śmiechom tej nocy nie było końca, a kładąc się spać na skrzypiących łóżkach, chyba nikt nie przypuszczał, że rano ktokolwiek obudzi się w złym nastroju. Rzeczywistość jednak okazała się, jak zwykle w takich wypadkach, o wiele mniej przewidywalna.
Tematem numer jeden sobotniego poranka okazała się butla ze szkła z tajemniczą zawartością, której fakt pozostawienia na stole poprzedniej nocy potwierdzono komisyjnie, jednakże ta sama komisja (pod kierownictwem Doroty J.), potwierdziła również fakt jej zaginięcia… Powołana naprędce spec-grupa dochodzeniowo-śledcza ustaliła, że bulwersująca sprawa zaginięcia tajemniczej butelki to z pewnością wybryk specjalnej grupy przybywającej z dalekiego województwa. Jak się okazało, jej członkowie, docierając w tę noc grozy do Chaty i zatrzaskując jej drzwi w godzinę po zaśnięciu przybyłych tam wcześniej osób, wykorzystała nadarzającą się okazję do wcielenia w życie przysłowia „czym chata bogata, tym rada”…
Sobota określona została jako jeden z tych dni, kiedy Doktor Milwaukee jest najszczęśliwszy, gdyż na jego wezwanie „Akcja drewno” odpowiedziały całe zastępy gotowych do pracy robotników. Z całą sprawą uwinięto się już około 15, a godzinę później Mariusz – wysłannik doktora do spraw organizacyjnych – mógł ogłosić wykonanie zadania. W nagrodę każdy otrzymał talerz wybornego żurku śląskiego, przygotowanego przez nasze kochane klubowiczki. Jak doniosła jedna z Pań (wiek oraz imię do wiadomości doktora M.), w czasie krojenia cebuli nasze kucharki – widząc pracujący tłum za oknem - płakały zalewając się łzami troski, czy aby na pewno dla wszystkich wystarczy… Druga z Pań, chcąc jak najbardziej zadowolić wybredne podniebienia drwalskich drużyn, poszukiwała w okolicach Chatki dodatkowych cytryn, gdyż to, co w garnku, okazało się – cytuję – „za mało kwaśne”. Jej uwag nie podzielili jednak Panowie, dla których żurek okazał się najlepszą nagrodą za trud noszenia drewnianych bali na barkach, a wartość jednej porcji żuru wycenili w przedziale od 15 do 20 zł, co było chyba najlepszym podziękowaniem dla Pań. Jak się okazało, tego dnia był to najdroższy żurek w całych Karkonoszach (w „Szybkim raporcie o cenach zup” wysłannik doktora M. brał pod uwagę wszystkie karkonoskie schroniska, zarówno po polskiej, jak i czeskiej stronie).
Ponieważ do zmierzchu pozostało jeszcze kilka godzin, większość uczestników akcji postanowiła wybrać się za miedzę, celem sprawdzenia, czy czeskie piwo w czeskim schronisku smakuje inaczej niż po polskiej stronie. Ci, którzy dotarli do schroniska, byli zachwyceni, nie tylko zimnym piwem, ale też tamtejszą obsługą panów w białych kołnierzykach i czarnych muszkach. Jak zauważono, obsługa to jednak nie wszystko – tego dnia pod naporem polskich oddziałów drwalskich, nawet beczki z czeskim piwem nie wytrzymywały ciśnienia, a oczekiwanie na „duże ciemne” przedłużało się w nieskończoność.
Kolejną nierozwiązaną zagadką sobotniej nocy okazała się sprawa o kryptonimie wyśpiewanym przez Mariusza: „Czy ten Pan i Pani, są w sobie zakochani?”, jednak na prośbę samej zainteresowanej (Katarzyna T. pseudonim Tośka), temat zostaje pominięty, a ewentualne pytania proszę kierować do wyżej wymienionej. Doktór Milwaukee jest daleki od roztrząsania spraw natury matrymonialnej, zwłaszcza że tej nocy jego wysłanników czekało dodatkowe, bojowe zadanie. Starano się policzyć, ile razy Maciek użyje zwrotu „z Tobą nie rozmawiam”, skierowanego w stronę Mariusza. Jak się okazało, początek tej sprawy był bardzo niewinny. Otóż, Mariusz, kierując się oczywiście szeroko pojętym dobrem Chatki, pozostał w jej obejściu w czasie, gdy większość uczestników udała się na wspomniany wyżej spacer. Chyba nawet sam doktór M. nie spodziewał się, że z małej chmury może być taki wielki deszcz. W ostatecznym rozrachunku okazało się, że mimo wygłaszanych przez Maćka kwestii „z Tobą nie rozmawiam”, nawiązywał on jednak kontakt słowny z Mariuszem oraz wszystkimi pozostałymi uczestnikami „Konkurencyjnej imprezy”, w związku z tym postanowiono o umorzeniu sprawy jeszcze tej samej nocy. Jak się okazało, chleb z własnego pieca posmarowany smalcem własnej roboty, potrafi zdziałać cuda i zainspirować Doktora Milwaukee do niedzielnych eksperymentów ze światłem. Poranne światło było z kolei inspiracją dla wielu, by ruszyć przed siebie w kierunku grani bądź dolin i zastanowić się, kto lub co będzie tematem przewodnim kolejnej relacji z przyszłorocznej Akcji drewno.
(Roberto Gregor)
To był niewątpliwie weekend Doktora Milwaukee. Jego dwa oddziały drwalskie spotkały się już w piątkową noc w okolicach „trzeciej sudeckiej”, gdzie w blasku rozgwieżdżonego nieba opracowywano taktykę na dwa najbliższe dni i debatowano nad pięknem nocnej poświaty Kotliny Jeleniogórskiej. Ciepły, niemal letni, październikowy wieczór, był okazją do wspomnień wakacyjnych wyjazdów oraz wydarzeń z życia klubowego. Z tłumu wyróżniał się Marek, którego plecak został wystawiony na ciężką próbę przytroczenia doń gara na sobotnią zupę.
Przybywające z Wrocławia oddziały słynnego doktora dotarły do Schronu pod Śmielcem około godziny 23, zastając na miejscu siedzącą przy stole uśmiechniętą, sudecką grupę wsparcia. Śmiechom tej nocy nie było końca, a kładąc się spać na skrzypiących łóżkach, chyba nikt nie przypuszczał, że rano ktokolwiek obudzi się w złym nastroju. Rzeczywistość jednak okazała się, jak zwykle w takich wypadkach, o wiele mniej przewidywalna.
Tematem numer jeden sobotniego poranka okazała się butla ze szkła z tajemniczą zawartością, której fakt pozostawienia na stole poprzedniej nocy potwierdzono komisyjnie, jednakże ta sama komisja (pod kierownictwem Doroty J.), potwierdziła również fakt jej zaginięcia… Powołana naprędce spec-grupa dochodzeniowo-śledcza ustaliła, że bulwersująca sprawa zaginięcia tajemniczej butelki to z pewnością wybryk specjalnej grupy przybywającej z dalekiego województwa. Jak się okazało, jej członkowie, docierając w tę noc grozy do Chaty i zatrzaskując jej drzwi w godzinę po zaśnięciu przybyłych tam wcześniej osób, wykorzystała nadarzającą się okazję do wcielenia w życie przysłowia „czym chata bogata, tym rada”…
Sobota określona została jako jeden z tych dni, kiedy Doktor Milwaukee jest najszczęśliwszy, gdyż na jego wezwanie „Akcja drewno” odpowiedziały całe zastępy gotowych do pracy robotników. Z całą sprawą uwinięto się już około 15, a godzinę później Mariusz – wysłannik doktora do spraw organizacyjnych – mógł ogłosić wykonanie zadania. W nagrodę każdy otrzymał talerz wybornego żurku śląskiego, przygotowanego przez nasze kochane klubowiczki. Jak doniosła jedna z Pań (wiek oraz imię do wiadomości doktora M.), w czasie krojenia cebuli nasze kucharki – widząc pracujący tłum za oknem - płakały zalewając się łzami troski, czy aby na pewno dla wszystkich wystarczy… Druga z Pań, chcąc jak najbardziej zadowolić wybredne podniebienia drwalskich drużyn, poszukiwała w okolicach Chatki dodatkowych cytryn, gdyż to, co w garnku, okazało się – cytuję – „za mało kwaśne”. Jej uwag nie podzielili jednak Panowie, dla których żurek okazał się najlepszą nagrodą za trud noszenia drewnianych bali na barkach, a wartość jednej porcji żuru wycenili w przedziale od 15 do 20 zł, co było chyba najlepszym podziękowaniem dla Pań. Jak się okazało, tego dnia był to najdroższy żurek w całych Karkonoszach (w „Szybkim raporcie o cenach zup” wysłannik doktora M. brał pod uwagę wszystkie karkonoskie schroniska, zarówno po polskiej, jak i czeskiej stronie).
Ponieważ do zmierzchu pozostało jeszcze kilka godzin, większość uczestników akcji postanowiła wybrać się za miedzę, celem sprawdzenia, czy czeskie piwo w czeskim schronisku smakuje inaczej niż po polskiej stronie. Ci, którzy dotarli do schroniska, byli zachwyceni, nie tylko zimnym piwem, ale też tamtejszą obsługą panów w białych kołnierzykach i czarnych muszkach. Jak zauważono, obsługa to jednak nie wszystko – tego dnia pod naporem polskich oddziałów drwalskich, nawet beczki z czeskim piwem nie wytrzymywały ciśnienia, a oczekiwanie na „duże ciemne” przedłużało się w nieskończoność.
Kolejną nierozwiązaną zagadką sobotniej nocy okazała się sprawa o kryptonimie wyśpiewanym przez Mariusza: „Czy ten Pan i Pani, są w sobie zakochani?”, jednak na prośbę samej zainteresowanej (Katarzyna T. pseudonim Tośka), temat zostaje pominięty, a ewentualne pytania proszę kierować do wyżej wymienionej. Doktór Milwaukee jest daleki od roztrząsania spraw natury matrymonialnej, zwłaszcza że tej nocy jego wysłanników czekało dodatkowe, bojowe zadanie. Starano się policzyć, ile razy Maciek użyje zwrotu „z Tobą nie rozmawiam”, skierowanego w stronę Mariusza. Jak się okazało, początek tej sprawy był bardzo niewinny. Otóż, Mariusz, kierując się oczywiście szeroko pojętym dobrem Chatki, pozostał w jej obejściu w czasie, gdy większość uczestników udała się na wspomniany wyżej spacer. Chyba nawet sam doktór M. nie spodziewał się, że z małej chmury może być taki wielki deszcz. W ostatecznym rozrachunku okazało się, że mimo wygłaszanych przez Maćka kwestii „z Tobą nie rozmawiam”, nawiązywał on jednak kontakt słowny z Mariuszem oraz wszystkimi pozostałymi uczestnikami „Konkurencyjnej imprezy”, w związku z tym postanowiono o umorzeniu sprawy jeszcze tej samej nocy. Jak się okazało, chleb z własnego pieca posmarowany smalcem własnej roboty, potrafi zdziałać cuda i zainspirować Doktora Milwaukee do niedzielnych eksperymentów ze światłem. Poranne światło było z kolei inspiracją dla wielu, by ruszyć przed siebie w kierunku grani bądź dolin i zastanowić się, kto lub co będzie tematem przewodnim kolejnej relacji z przyszłorocznej Akcji drewno.
(Roberto Gregor)
2012 - wrzesień - Góry Kamienne
Wrzesień w Górach Kamiennych.
2012 - sierpień - Tatry
Piękny weekend w Tatrach.
2012 - sierpień - Masyw Śnieżnika
Rowerem na Igliczną i Czarną Górę.
2012 - lipiec - Karkonosze
Lipcowy dzień w Karkonoszach połączony z oglądaniem szybowców unoszących się wokół Śnieżki.
2012 - wiosna/lato/jesień - BikeMaraton 2012
28.04.2012 Zdzieszowice
09.06.2012 Piechowice
14.07.2012 Głuszyca
04.08.2012 Janowice Wielkie
15.09.2012 Polanica Zdrój
06.10.2012 Świeradów Zdrój
09.06.2012 Piechowice
14.07.2012 Głuszyca
04.08.2012 Janowice Wielkie
15.09.2012 Polanica Zdrój
06.10.2012 Świeradów Zdrój
2012 - kwiecień - Góry Sokole
Drugie rozpoczęcie sezonu wspinaczkowego - na poprzednie nie wszyscy przyjechali, przestraszyli się deszczu...
2012 - marzec/kwiecień - Tabor pod Krzywą
Rozpoczęcie letniego sezonu wspinaczkowego na Taborze pod Krzywą - niestety, zamiast wspinania mieliśmy 20 cm śniegu i mroźną wycieczkę na Skalnik, a wieczorem ognisko i długie rozmowy o górach w blasku świec i kominkowego płomienia :-)
2012 - styczeń - Karkonosze
Wyjazd szkoleniowo - kondycyjny Wrocławskiego Klubu Wysokogórskiego w Karkonosze.